Warszawa w „Lalce”
Zatrzymał się w połowie drogi i patrzył na
ciągnącą się u jego stóp dzielnicę między Nowym Zjazdem[192] i
Tamką. Uderzyło go podobieństwo do drabiny, której jeden bok stanowi ulica
Dobra, drugi — linia od Garbarskiej do Topieli, a kilkanaście uliczek
poprzecznych formują jakby szczeble.
„Nigdzie
nie wejdziemy po tej leżącej drabinie — myślał. — To chory kąt, dziki kąt.”
I
rozważał pełen goryczy, że ten płat ziemi nadrzecznej, zasypany śmieciem z
całego miasta, nie urodzi nic nad parterowe i jednopiętrowe domki barwy
czekoladowej i jasnożółtej, ciemnozielonej i pomarańczowej. Nic, oprócz białych
i czarnych parkanów, otaczających puste place, skąd gdzieniegdzie wyskakuje
kilkupiętrowa kamienica jak sosna, która ocalała z wyciętego lasu,
przestraszona własną samotnością.
„Nic,
nic!…” — powtarzał tułając się po uliczkach, gdzie widać było rudery zapadnięte
niżej bruku, z dachami porosłymi mchem, lokale z okiennicami dniem i nocą
zamkniętymi na sztaby, drzwi zabite gwoździami, naprzód i w tył powychylane
ściany, okna łatane papierem albo zatkane łachmanem. Szedł, przez brudne szyby
zaglądał do mieszkań i nasycał się widokiem szaf bez drzwi, krzeseł na trzech
nogach, kanap z wydartym siedzeniem, zegarów o jednej skazówce z porozbijanymi
cyferblatami.
Szedł
i cicho śmiał się na widok wyrobników wiecznie czekających na robotę,
rzemieślników, którzy trudnią się tylko łataniem starej odzieży, przekupek,
których całym majątkiem jest kosz zeschłych ciastek — na widok obdartych
mężczyzn, mizernych dzieci i kobiet niezwykle brudnych.
„Oto miniatura
kraju — myślał — w którym wszystko dąży do spodlenia i wytępienia rasy. Jedni
giną z niedostatku, drudzy z rozpusty. Praca odejmuje sobie od ust, ażeby
karmić niedołęgów; miłosierdzie hoduje bezczelnych próżniaków, a ubóstwo nie
mogące zdobyć się na sprzęty otacza się wiecznie głodnymi dziećmi, których
największą zaletą jest wczesna śmierć.
Tu
nie poradzi jednostka z inicjatywą, bo wszystko sprzysięgło się, ażeby ją
spętać i zużyć w pustej walce — o nic.”
Potem
w wielkich konturach przyszła mu na myśl jego własna historia. Kiedy dzieckiem
będąc łaknął wiedzy — oddano go do sklepu z restauracją. Kiedy zabijał się
nocną pracą będąc subiektem — wszyscy szydzili z niego, zacząwszy od kuchcików,
skończywszy na upijającej się w sklepie inteligencji. Kiedy nareszcie dostał
się do uniwersytetu — prześladowano go porcjami, które niedawno podawał
gościom.
Dopiero
na Syberii. Tam mógł pracować, tam zdobył uznanie i przyjaźń Czerskich[193], Czekanowskich[194],
Dybowskich[195].
Wrócił do kraju prawie uczonym, lecz gdy w tym kierunku szukał zajęcia,
zakrzyczano go i odesłano do handlu…
„To
taki piękny kawałek chleba w tak ciężkich czasach!”
No
i wrócił do handlu, a wtedy zawołano, że się sprzedał i żyje na łasce żony, z
pracy Minclów.
Traf
zdarzył, iż po kilku latach żona umarła zostawiając mu dość spory majątek.
Pochowawszy ją, Wokulski odsunął się nieco od sklepu, a znowu zbliżył się do
książek. może z galanteryjnego kupca zostałby na dobre uczonym
przyrodnikiem, gdyby znalazłszy się raz w teatrze nie zobaczył panny Izabeli.
Warszawa
·
Bardzo brudne miasto, siedlisko chorób; brudna, nędzna kraina
„Brak higieny i troski o zdrowie mieszkańców”
·
Pełne jest przestępców, nieudolnych społecznie ludzi
·
Miasto skażone moralnie
·
Chaotyczne, dzikie miejsce, bez ładu, porządku
·
Nie daje szans awansu społecznego
·
Miasto tłamsi, niszczy genialne jednostki, takie
jak Wokulski: „Tu nie poradzi jednostka z inicjatywą”
·
Pełne uprzedzeń klasowych, to patologiczne miasto, w którym
panuje duża nierówność społeczna –
„Jedni giną z niedostatku, drudzy z rozupusty”
·
Żyją tu ludzie nieszczęśliwi – „Wszystko, co umiem, wszystko, co mam, wszystko, co
zrobić jeszcze mogę; nie pochodzi stąd. Tu znajdowałem tylko upokorzenie,
zawiść albo wątpliwej wartości poklask, gdy mi się wiodło”
·
Wzbudza odrazę Wokulskiego, budzi jego przerażenie:
„To chory kąt, dziki kąt!”
Wniosek! Warszawa w
„Lalce” to soczewka Polski . Prus wykłada w „Lalce” pesymistyczną diagnozę
polskiego miasta i polskiego społeczeństwa. Warszawa wraz ze swoim
społeczeństwem jest pogrążona w kryzysie:
1.
nie ewoluuje, nie
realizuje pozytywistycznych haseł
2.
tłamsi geniuszy i
idealistów
3.
jest siedliskiem chorób i
śmierci
4.
rozpaczliwie woła o
reakcję i program terapeutyczny
Prus krytycznie ocenia sytuację
polskiego społeczeństwa i miejskiego środowiska 2 poł. XIX wieku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz